Ghost of Tsushima Directors Cut - pierwsze wrażenia
Jeśli ktoś uważnie śledzi mnie na Facebooku, to już wie, że w moje łapska trafiła gra Ghost of Tsushima Directors Cut. I kurczę, jakie to jest dobre.
Ghost of Tsushima było porównywane do serii Assassinów, tych ostatnich trzech części. I na pierwszy rzut oka i patrząc z boku na gameplaye na YouTube, można odnieść takie wrażenie, ale jest dość mylne. Pierwsze trzy godziny i tytuł ten bardziej przypomina mi Uncharted niż Assassins Creed. A to ze względu na duży nacisk na fabułę i prowadzenie jej.
Ok, zgodzę się, że mamy tu otwarty świat i mamy tu elementy RPG i walkę białą bronią, ale są to jedyne elementy, które łączą te dwie produkcje i Tsushima wszystkie te mechaniki ma lepiej zrobione. A przynajmniej moim zdaniem tak jest.
Otwarty świat. Nie mamy tu pierdyliard znaczników i znaków zapytania. Ok, są także i one, ale nie przytłaczają i każda odkryta lokacja ma ciekawą historię. Odkrywając małe wioski czy obozy uchodźców poznajemy z rozmów ludzi ciekawe historie i dowiadujemy się o bieżącej sytuacji na wyspie czy, jak ludzie radzą sobie podczas najazdu Mongołów. Podczas wizyty w jednym z obozów dowiedziałem się, że w pobliskim lesie duchy samurajów mordują lokalną społeczność. Moim zadaniem było zbadanie nawiedzone lasu. I to jest jeden z największych atutów tej gry. Czyli prowadzenie fabuły. Gdy wykonujemy dane zadanie, to twórcy tak je prowadzą, że przestajemy mieć uczucie, że jesteśmy w wielkiej piaskownicy, w której wszystko nas rozprasza dookoła, a skupiamy się na tym jednym zadaniu, które diabelnie wciąga. Jeśli wszystkie zadania tak będą skonstruowane, to szacun dla devów.
Eksploracja świata. I tu ponownie Tsushima robi to świetnie. Na ekranie praktycznie nie ma interfejsu. Nie uświadczymy minimapy. A kierunek do celu wskazuje nam wiatr. Ta mechanika to +10 do immersji. Kolejnym genialnym patentem w eksploracji świata i znajdowaniu znajdziek, to podążanie za małym liskiem, który prowadzi nas do ciekawych miejscówek. Przedmioty, które możemy znaleźć porozrzucane po całym świecie odkrywają przed nami historię i zwyczaje najeźdźców Tsushimy.
Walka. Za mało grałem aby wypowiadać się w tej kwestii, ale wszystko na to wskazuje, że i ta mechanika jest wykonana po mistrzowsku. Już dawno nie miałem takiej satysfakcji w ubijaniu przeciwników. Parowanie, blokowanie czy unik wykonuje się intuicyjnie i miałem poczucie, że faktycznie jestem prawdziwym samurajem.
Ale nie tylko walczymy w otwartych pojedynkach. Nasz samuraj może zachować się niehonorowo i zabijać po cichu. I także ta mechanika daje mnóstwo frajdy.
Grafika. WOW. Jest to na bank najładniej wyglądająca gra na PS4. Ja ogrywam wersję na PS5 i wygląda ona obłędnie. Wyżej wymieniony nawiedzony las wygląda zjawiskowo. Inne miejsca na wyspie oddają jej piękno i tajemniczość. Krótko mówiąc jest bardzo dobrze w oprawie audiowizualnej. Oczywiście dla lepszego efektu może grać z japońskim dubbingiem, ale wybrałem polski i muszę szczerze powiedzieć, że jest w porządku.
I to już chyba wszystko, co chciałem wam przekazać w pierwszych wrażeniach. Idę ratować Tsushimę.
Komentarze
Prześlij komentarz