Klika słów o tym, w co ostatnio grałem- Spider-Man: Miles Morales
Jest około godzina 19:30, niedziela 12 września 2021 roku. Koniec weekendu zbliża się nieubłaganie. I chciałoby się aby czas się zatrzymał i ta chwila trwała w nieskończoność. Niestety czasem nie władam i jutro dopadnie mnie poniedzialek.
Dla mnie weekend, to czas, w którym wieczorami mogę oddać się swojej pasji i zapomnieć o szarej rzeczywistości i uratować Nowy Jork.
Po PlayStation Showcase i zapowiedzi Spider-Man 2 nabrałem jeszcze większej ochoty na pajęcze przygody. Trochę poczekam na pełnoprawną kontynuację, bo premiera planowana jest dopiero na 2023 rok i musi mi wystarczyć do tego czasu Miles Morales.
A dzielnie to czyni i świetnie się bawię przy tym tytule.
Zaczniemy od tego, że Miles Morales jest nowicjuszem w byciu superbohaterem i nie zawsze, a przynajmniej na samym początku nie idzie mu wszystko zgodnie z planem. Chyba nie będzie jakimś dużym spoilerem, jak wspomnę, że nasz nowy Spider-Man zostaje sam w Nowym Jorku, a Piter Parker wyjeżdża do Europy. I już więcej nie będę wspominał o fabule, bo nikomu nie chce psuć odkrywania jej samemu.
Co do rozgrywki, Miles Morales jest praktycznie tym samym, co Spider-Man. Oczywiście mamy tu nowe umiejętności związane z… i znowu musiałbym tu wspomnieć i fabule, a więc tego nie zrobię. Ogrywając Moralesa odnosi się czasem wrażenie, że to taki duży dodatek do podstawki, za który niestety musimy zapłacić pełną cenę, a więc warto wyhaczyć jakąś promocję, bo w tytuł ten warto zagrać. Co jeszcze mogę napisać. Bujanie na pajęczynie nadal daje ogromną satysfakcję, a łatwość przemieszczania się za pomocą pajęczej sieci przez miasto jest tak przyjemna, że kompletnie zapomina się o szybkiej podróży, która teraz na PS5 naprawdę jest szybka i nie doświadczymy ekranu loadingu. Także warto podróżować po pajęczemu, bo miasto jest naszpikowane wieloma sekretami i znajdźkami, które rozbudowują warstwę fabularną.
Walka nadal daje ogromną frajdę i obijanie oprychów lub eliminacja ich po cichu jest wykonana po mistrzowsku i wszystkie te epickie akcje wykonuje się intuicyjnie. Walka z bossami, to legendarne pojedynki, które są nafaszerowane iście filmową akcją. Mógłbym tak rozpływać się w zachwytach jeszcze godzinami i zachwalać ten tytuł, ale zanudziłbym was na śmierć. Podczas kilku godzin z obcowaniem z Moralesem na trafiłem niestety na jeden lub dwa błędy, które zmusiły mnie na wczytanie ostatniego zapisu, bo skrypt zadania się nie odpalił i akcja nie chciała iść dalej. Może nie jest to błąd krytyczny, ale jednak dość uciążliwy, bo wyrywa z rozgrywki.
Wspomnę jeszcze o grafice. Na PS5 mamy tu słynne śledzenie promieni w czasie rzeczywistym i muszę przyznać, że wygląda to naprawdę świetnie. Śledzenie nie tylko tyczy się odbić, ale także całego oświetlenia i cieni w grze, które teraz wyglądają naturalniej. Oczywiście nie jest to rzecz, która odmienia rozgrywkę o 180 stopni, ale jest miła dla oka.
I to raczej wszystko, co chciałem wam przekazać. W tytuł ten warto zagrać, bo jest to dobre rozwinięcie pomysłów i mechanik z poprzedniej odsłony i dodanie kilku nowych rzeczy, które cieszą oko.
Komentarze
Prześlij komentarz