Death Stranding - Hideo Kojima to jednak geniusz.
Ukończyłem Death Stranding i nie widziałem jeszcze w żadnej grze tak przeciętnego gameplayu opakowanego w tak genialną fabułę.
Nie mówię, że gameplayowo tytuł ten, to jakiś słaby przeciętniak, ale nie da się ukryć, że głównym naszym zadaniem w grze jest dostanie się z punktu A do punktu B. Zadanie to nie jest łatwe. Przeszkody terenowe, wynurzeni i muły potrafią napsuć krwi. Kojima tak coś banalnego, jak chodzenie rozbudował do granic ciekawej rozgrywki, gdzie co chwilę dostajemy nowe narzędzia, które mają nam ułatwić dostanie się wyznaczone miejsce przez fabułę. Poboczne misje nie zawsze są ciekawe fabularnie i zdarzają się nam zlecenia dostarczenia pizzy, bo ktoś ma akurat ogromną ochotę na nią. W świecie apokaliptycznej zagłady wdarcia śmierci, to chyba ostatnia rzecz, o której bym pomyślał. A może w tej beznadziejnej sytuacji i nieuchronnej śmierci, kawałek pizzy ukoiłby moją duszę i serce? Nie wiem.
Najgorzej w grze wyszła walka z przeciwnikami. To najsłabszy aspekt. Strzelanie jest dość przeciętne, a walka z bossami mozolna i nie poprawia sytuacji fakt, że dosłownie brniemy podczas starć z nimi po kolanach w smole.
Przejdźmy teraz do rzeczy, którą gra robi genialnie. Opowiadanie historii. Wątek fabularny w tej grze, to majstersztyk. Reżyseria scen i sam scenariusz jest czymś co każdy gracz lubiący gry single playerowe z fabułą musi zobaczyć i sam doświadczyć dzierżąc pada w dłoni. A końcówka wgniata w fotel. Przyznam się bez bicia, bo to żaden wstyd przy takim obrocie sprawy, że końcówka mnie wzruszyła do łez. I chyba nie muszę już nic więcej pisać. Łzy, które tytuł ten wywołał u mnie jest najlepszą rekomendacją dla tej gry.
Komentarze
Prześlij komentarz