Drakula od Netflix
Obejrzałem pierwszy odcinek Drakuli, serialu produkcji Netflix we współpracy z BBC. Filmowych adaptacji książki Brama Stokera mieliśmy już mnóstwo. Jedne udane, a inne mniej, a jeszcze inne, to kompletne porażki. A jak na tle konkurencji prezentuje się produkcja od Netflixa? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w poniższym artykule.
Uważam, że jest to dzieło ponadczasowe i niedościgniony wzór. Niestety nie do końca mogę powiedzieć tego samego o produkcji Netflixa, ale zacznijmy od początku.
Drakula jest mini serialem twórców serialu Sherlock, Marka Gatissa i Stevena Moffata. Pierwszy sezon składa się z trzech odcinków. Każdy z nich trwa około 1 godzin i 30 minut. Obejrzałem jak na razie dopiero pierwszy odcinek i na tej podstawie nie jestem wstanie ocenić całości, ale już teraz dostrzegam pewne plusy i minusy tej produkcji.
Nie da się ukryć, że serial ma dość mały budżet. Widać to po efektach specjalnych. Bardzo często są używane sztuczki filmowe aby to zatuszować. Nie zawsze to się udaje, ale nie jest to najważniejsze i nie psuje to odbioru całości.
Dialogi i gra aktorska są wyjątkowo dobre. Większość kwestii jest przemyślana i wypowiedzi głównych postaci są inteligentne z domieszką specyficznego poczucia humoru. Choć pod koniec pierwszego odcinka, chyba trochę przesadzono z tym specyficznym humorem.
Scenografia także daje radę, jak na taki niski budżet. Zamek hrabi Drakuli prezentuje się dość klimatycznie, tak jak pozostałe miejsca.
Jeśli chodzi o wątek fabularny i jego przedstawienie, to wykonano go znakomicie. Wprowadza on dość spory powiew świeżości, jak na tak już wyeksploatowany temat, jakim jest Drakula.
Niestety nie ma róży bez kolców i coś mi trochę w tym serialu nie pasuje. Niestety nie mogę dokładnie określić, co to dokładnie jest. Może mały budżet, a może oklepany już temat wampirów. Naprawdę nie wiem, ale na bank obejrzę drugi i trzeci odcinek.
Komentarze
Prześlij komentarz