Wiedźmin od Netflix - to nie jest recenzja
Obejrzałem cały pierwszy sezon Wiedźmina, serialu produkcji Netflix i chciałem z wami podzielić się moimi wrażeniami. Poniższy artykuł nie jest recenzją, a przynajmniej taki jest pierwotny zamysł.
Nie będę ukrywał, że moja opinia raczej nie należy do obiektywnych. Uwielbiam sagę Wiedźmin, ale będę starał się także patrzeć na serial od Netflixa trzeźwym okiem tylko jak to możliwe.
Wiedźmin groszem nie śmierdzi
Zacznę od budżetu serialu. Nie wiem dokładnie ile na niego Netflix przeznaczył, ale widać, że na bank były to mniejsze pieniądze, które HBO dało na Grę o tron. Efekty może nie są najgorsze, ale widać tę różnicę. Najbardziej rzuca się to w oczy na efekcie bryzgającej krwi lub w niektórych scenach z ogniem. Także w wielu scenach poprawiono komputerowo podłoże czy ściany budynków i niestety baczne oko wypatrzy, że coś tu nie gra. Ale muszę przyznać, że efekty ogólnie robią dobre wrażenie i nie ma do czego się przyczepić.
Wiedźmini nie gęsi swój język mają
Miałem dość duże obawy co do polskiego dubbingu, ale naprawdę jest nieźle. Pierwszy odcinek obejrzałem w każdej możliwej wersji. Z polskim dubbingiem, z polskim lektorem, w wersji angielskiej (oryginalnej) z polskimi napisami, z niemieckim dubbingiem i z rosyjskim dubbingiem. I porównując wszystkie te wersje, to nie mamy czego się wstydzić. Jest dobrze.
Grajek swą lutnię dzierżył w rękach i zaczął rzępolić
Nie jestem jakimś znawcą kunsztu aktorstwa, ale jak dla mnie jest ok. Henry Cavill jako Geralt podołał znakomicie i tylko Jaskier na początku mnie trochę drażnił. Ale przecież to cały Jaskier. Wkurzający cwaniaczek, którego z czasem da się polubić.
Jedynie mam spore ale do krasnoludów przedstawionych w serialu i to nie tylko ja, bo w wielu recenzjach także pojawia się ten zarzut. Literatura, film czy gry, przyzwyczaiły nas, że krasnoludy, to może nie są wielkoludy, ale jednak swoją posturę posiadają. Są niskiego wzrostu, ale są barczyści. Tutaj są zwykłymi karłami z nadpobudliwym usposobieniem.
Geralcie, ileż wczoraj trunku wypiłeś? Nadal kręci mi się we łbie, zaraza
Fabuła Netflixowego Wiedźmina składa się z kilku historii, które zostały opowiedziane niechronologicznie. Poznajemy w nich losy Geralta, Yennefer i Ciri. Na początku ta nie chronologiczność wprowadza chaos i może widzom nieobeznanym z sagą trochę namieszać w głowach, ale Showrunnerka Lauren Schmidt, zgrabnie wszystkie wątki zamyka i łączy w spójną całość, która na samym końcu spowodowała u mnie efekt wielkiego WOW.
Podsumowując
Jest naprawdę nieźle. Dla fana sagi Sapkowskiego jest to pozycja obowiązkowa. Dla pozostałych, no cóż. Może się podobać lub nie. Jedno jest pewne. Serial ten sprawił, że świat ponownie zainteresował się losami Geralta, Ciri i Yennefer, a książki Sapkowskiego (saga Wiedźmin) ponownie pojawiły się na liście bestsellerów.
Komentarze
Prześlij komentarz