Podsumowanie Tygodnia - pre-ordery
Witam wszystkich serdecznie w kolejnym odcinku Podsumowania Tygodnia. Jak już zapewne zauważyliście, postanowiłem zmienić trochę konwencję tej serii i już nie podsumowuje najciekawszych newsów z całego tygodnia, a wybieram jeden temat, który poruszył całe internety. A tym tematem w tym tygodniu jest… pre-ordery. Czy opłaca się je zamawiać?
Ale zanim zacznę wymieniać plusy, tak,tak są takowe i minusy pre-orderów, poznajmy ich historię. Może to zabrzmi dziwnie dla młodszych graczy, ale pre-oredry nie zawsze próbowały wyciągnąć od gracza kasę za tak zwanego kota w worku. Pre-ordery były wprowadzone z dość prozaicznego powodu. Aby wydawcy wiedzieli ile na rynek mają wypuścić kopii gier. Nie mogli sobie pozwolić na błędne oszacowanie zainteresowania graczy danym tytułem. Nie mogli wyprodukować zbyt wielu pudełek z grą, które mogły nie zniknąć ze sklepowych półek. Kopie takie najzwyczajniej przynosiły straty. Ale także nie mogli wyprodukować zbyt małej ilości. To spowodowałoby brak gry dla każdego zainteresowanego gracza danym tytułem. A więc zamawianie pre-orderow było zwykłą lecz bardzo przydatną informacją dla wydawcy, ile ma kopii danej gry wyprodukować, by jej nie zabrakło w sklepach lub najzwyczajniej nie kurzyły się na półkach.
Pamiętajmy, że kiedyś nie było dystrybucji cyfrowej i ilość nakładu danej gry było zmorą analityków od sprzedaży. No dobra, ale dlaczego nadal wydawcy stosują ten zabieg? Po części na pewno z tego samego powodu co kiedyś. Czyli z potrzeby informacji jak duże jest zainteresowanie daną grą. Niestety czasy się zmieniły i branża gier zmieniła się w pazerną bestię chciwą na nasze pieniądze. I pre-ordery stały się dodatkowym zastrzykiem pieniędzy przed wydaniem gry, która nie zawsze wygląda finalnie tak jak na pierwszych trailerach, które z premedytacją były upiększane, by złapać jak najwięcej graczy.
Czasy się zmieniają, a dystrybucja cyfrowa odebrała główny argument wydawców na utrzymanie przedpremierowej sprzedaży, a co za tym idzie i zainteresowanie nią graczy. A kasa jak wiemy musi się zgadzać. I wydawcy musieli obmyślić nowy sposób, by przekonać nas graczy do kupowania kota w worku. Tak, tak kota w worku, bo jak można nazwać inaczej trailery, które niewiele mają wspólnego z grą i obietnice z kosmosu, które nie zostają spełnione? Aaa, nabijaniem w butelkę. Ale zostawmy na razie w spokoju ten temat i przejdźmy do sposobów przekonywania nieprzekonanych do złożenia pre-ordera. Jeśli wypasiasty trailer nie przekonał cię do kupna gry przed premierą, to wydawcy mają jeszcze kilka innych skutecznych wabików. Dodatkowa zawartość dla osób, które kupią grę przed premierą. Mogą być to cyfrowe dobra, jak jakieś mało przydatne przedmioty, bronie czy skórki lub najzwyklejsza koszulka. Wcześniejszy dostęp do gry jeszcze przed oficjalną premierą. Dostęp do alfa testów.
I te wabiki nie byłyby jeszcze najgorsze, bo uważam, że są to plusy, ale większość wydawców wykorzystuje to do sprzedania nam gry, która jest słabsza niż jest ukazywana w trailerach, pełna błędów i niedopracowana, która wymaga wielu aktualizacji. I oto całą prawdą o pre-orderach. Kiedyś wykorzystywane w dobrym celu, a w dzisiejszych czasach, by napchać kieszenie pazernym korporacjom.
Komentarze
Prześlij komentarz