Resident Evil 1 – fabuła
Mgła spowijała las Arklay niczym mleczna zasłona. Każdy krok Chrisa Redfielda tonął w wilgotnej, miękkiej ziemi, a szelest liści zdawał się rozbrzmiewać jak szepty ostrzegające przed czymś nieznanym. – „Jill… jesteś pewna, że idziemy w dobrym kierunku?” – wyszeptał, starając się nie dopuścić do drżenia w głosie. Jill Valentine przyciągnęła kaptur, spoglądając w ciemność między drzewami. – „Nie mamy wyboru. Helikopter się rozbił, a to jedyna droga do posiadłości. Musimy się stąd wydostać, albo…” – urwała, bo nagle w cieniu poruszyło się coś, co nie powinno było istnieć.
Rezydencja wznosiła się przed nimi jak czarna plama na tle mgły. Drewniane schody skrzypiały pod własnym ciężarem, a drzwi wejściowe, pozornie puste, szeptały tajemniczością dawno zapomnianych sekretów. W środku powietrze było ciężkie i cuchnące – zapach stęchlizny i rozkładu mieszał się z chemiczną wonią laboratoriów Umbrelli. Każdy krok wywoływał echo, które zdawało się mnożyć w korytarzach, jakby same ściany podsłuchiwały ich rozmowy.
– „Co to…?” – Jill jęknęła, cofając się. Z ciemności powoli wyłoniła się postać: martwa, biała, z martwymi oczami pełzła w jej stronę. Zombie.
Chris uniósł broń. – „Nie ruszaj się!” – krzyknął. Serce biło mu tak mocno, że słyszał własny puls w uszach. Strzał odbił się echem od ścian, a potwór padł, lecz za jego plecami pojawiło się kolejne.
W kolejnych godzinach bohaterowie przemierzali korytarze i sale rezydencji, odkrywając coraz więcej: dokumenty, które ujawniały prawdę o eksperymentach Umbrelli, laboratoria pełne dziwacznych stworzeń i chemicznych substancji, a także notatki zdradzające zdradę Weskera. Każda zagadka – przesuwanie obrazów, ustawianie symboli emblematów, dopasowywanie kryształów do zegarów – była próbą ich inteligencji i cierpliwości, bo każde błędne posunięcie mogło skończyć się śmiercią.
Przez całe to piekło towarzyszył im cień zdrady. Albert Wesker, kapitan S.T.A.R.S., poruszał się po korytarzach z lodowatym spokojem, a w jego oczach migotało coś nieludzkiego. – „Nie ufajcie nikomu poza sobą” – ostrzegła Rebecca, choć jej głos był ledwie słyszalny w ciemności.
Najbardziej przerażający był Tyrant – masywna, niemal niepokonana broń biologiczna. Pojawiał się w nagłych momentach, jego kroki wstrząsały podłogą, a oddech zdawał się wdzierać do głowy bohaterów. Każde spotkanie z nim było grą w kotka i myszkę, w której tylko zimna kalkulacja i refleks decydowały o przetrwaniu.
W końcu, po dziesiątkach pułapek, starć i zagadek, Chris i Jill dotarli do serca laboratorium. Explodujące butle chemiczne, ściany zalane wirusem i wrzask mutantów otaczały ich z każdej strony. Ostatni starcie z Tyrantem wymagało całej ich odwagi. W momencie, gdy gigantyczny potwór upadł, laboratoria zaczęły się sypać – alarmy rozbrzmiały w posiadłości, a metal i szkło spadały wokół.
Biegli przez korytarze, omijając pułapki i ciała tych, którzy nie mieli tyle szczęścia. Wreszcie dotarli do wyjścia, a mgła lasu Arklay przywitała ich zimnym powietrzem nocy. Choć żyli, wiedzieli, że Umbrella nadal działa, a cienie przyszłości kryją nowe, nieznane zagrożenia.
Chris spojrzał na Jill, oboje zmęczeni, przesiąknięci strachem, ale żywi. – „To dopiero początek…” – wyszeptał.
Las Arklay powoli milczał, lecz echo tamtej nocy pozostanie na za
wsze w ich sercach.
Komentarze
Prześlij komentarz