Mgła spowijała las Arklay niczym mleczna zasłona. Każdy krok Chrisa Redfielda tonął w wilgotnej, miękkiej ziemi, a szelest liści zdawał się rozbrzmiewać jak szepty ostrzegające przed czymś nieznanym. – „Jill… jesteś pewna, że idziemy w dobrym kierunku?” – wyszeptał, starając się nie dopuścić do drżenia w głosie. Jill Valentine przyciągnęła kaptur, spoglądając w ciemność między drzewami. – „Nie mamy wyboru. Helikopter się rozbił, a to jedyna droga do posiadłości. Musimy się stąd wydostać, albo…” – urwała, bo nagle w cieniu poruszyło się coś, co nie powinno było istnieć. Rezydencja wznosiła się przed nimi jak czarna plama na tle mgły. Drewniane schody skrzypiały pod własnym ciężarem, a drzwi wejściowe, pozornie puste, szeptały tajemniczością dawno zapomnianych sekretów. W środku powietrze było ciężkie i cuchnące – zapach stęchlizny i rozkładu mieszał się z chemiczną wonią laboratoriów Umbrelli. Każdy krok wywoływał echo, które zdawało się mnożyć w korytarzach, jakby same ściany podsłuchi...
Pijany po sake na inventor'rze się zabawiał po nocach i oto efekt :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie podzielił się tą sake ;)
UsuńZgadza się ale takiego wynalazku raczej nikt nie kupi chyba że na siłę haha
Usuń